Problem polega na tym, że u nas samochód jest nadal wyznacznikiem "lepszości". Każdy musi mieć. Nie ważne czy faktycznie potrzebuje, auto musi być w każdym domu, choćby i za 500 PLN. Byle było. Kończy się brakiem miejsc parkingowych i centra miast zapchane śmierdziuchami z wyciętym DPFem.
Segregacja społeczeństwa? Zacznijmy od eliminacji wszystkich "politycznych zakupów" jak kolejne naste emerytury czy n*500+. Społeczeństwo jest leniwe, a nie biedne. Nie ma komu pracować, bo lepiej jest w domu dzieci narobić i żyć z kolejnych pięćsetek.
Ostre słowa? Oczywiście, bo sam znam dwie takie rodziny, którym "nie opłaca się" iść do pracy. Ale samochody w domu są. W obu diesle - bo przecież mniej pali niż benzyna. A że trują? Przecież on tego nie wącha.