Witajcie… Po wczorajszej półtoragodzinnej aktualizacji serwisowej systemu - kamera cofania działa poprawnie, ale piosenki nadal są losowo pomijane na pendrivie…, zaś po nocy dziś rano autko powitało mnie radosnym komunikatem: „aktualizacja oprogramowania dostępna”, więc wciskam OK i pojawia się szara tabliczka: "aktualizuj oprogramowanie" i wtedy znika wszystko i tak jak wcześniej robi się czarny ekran… Ja spasowałem - nie chce mi się już wokół tego tańcować…, trudno - po prostu codziennie rano to odkliknę i fajrant…Tak chyba będzie najrozsądniej i najlepiej dla zdrowia psychicznego... :-)
ps.: To co poniżej napisze też się zalicza do tego tematu bo traktuje o tym jak ten cały systemowo - elektroniczny szajs działa (czytaj: nie działa).
Otóż spytałem w serwisie o tego typu kwestie w nowych VW ogólnie (w innych markach pewnie jest podobnie), bo uważam że skoro zwykły bądź co bądź samochód od nowości ma tyle problemów z systemami elektronicznymi, to aż strach pomyśleć co się dzieje w autach całkowicie elektrycznych... - powiedzieli mi żebym się moim Tiguanem nie przejmował, bo to w istocie są drobiazgi, gdyż np. jadąc nowym VW ID3 trzeba być przygotowanym w zasadzie na wszystko - szczególnie przed kolejnymi ładowaniami, gdy kończy się w trasie bateryjka - autko nie dość że wtedy wyrzuca różne dziwne błędy, to jeszcze samo sobie bez woli i władzy kierowcy wszystko wyłącza kiedy ma ochotę - zmniejsza jasność świateł, wyłącza radio, wyłącza klimę, wyłącza elektryczne opuszczanie szyb, odcina ładowanie przez USB, wyłącza ogrzewanie, wyłącza nawiewy, ogranicza możliwość szybszej jazdy, itd...
I teraz jedziesz sobie człowieku taką śliczną, nową zabaweczką na baterie - oczywiście jak zwykle niedoładowaną - bo mieszkasz w wieżowcu i nie masz jak jej pod blokiem codziennie naładować (zadowolony, bo sąsiedzi aż piszczą z zazdrości, gdyż nie wiedzą że wziąłeś to badziewie w leasingu i łącznie będzie cię to kosztować około 250 koła papieru - ale co tam - niech zazdroszczą) - więc jedziesz autostradą, nocą, zimą i masz po drodze np. zepsute albo zajęte kolejne ładowarki (albo nie masz ich wcale jeśli "lekkomyślnie" pojechałeś inną trasą niż chciało auto - bo trzeba dodać że takim autem nie jedzie się wg upodobań własnych opartych na krajobrazach czy zwiedzanych po drodze zabytkach tylko zawsze szlakiem ładowarek) - i co wtedy? Nie dość że w rękawiczkach nie jesteś w stanie włączyć żadnego z tych ultranowoczesnych przycisków i paneli dotykowych (a to złości i rozprasza Twoją uwagę za kierownicą), to dodatkowo robi Ci się zimno (nie masz ogrzewania), nie naładujesz telefonu (nie działa ładowanie przez USB), parują Ci szyby i przestajesz widzieć dobrze drogę (następuje minimalizacja nawiewów i nie działa klima), robi się cicho i zaczyna się robić sennie (autko postanowiło Ci wyłączyć sprzęt audio), nie możesz wywietrzyć (bo nie działa Ci opuszczanie szyb), pogarsza Ci się widoczność (bo autko zmniejsza Ci jasność świateł), stajesz się totalnie niebezpieczną autostradową zawalidrogą (bo przecież jedziesz w trybie "eko super hiper bonus ekstra mega plus" - max 60km/h) i w końcu stajesz na zadupiu (co na autostradzie w takim przypadku grozi słonym mandatem - bo przecież to nie z powodu awarii tylko z powodu braku Twojej wyobraźni zabrakło Ci przecież prądu) i przymarzasz, bo właśnie padł Ci telefon i nawet go w aucie nie możesz naładować aby wezwać szwagra z lawetą, a na kokpicie masz choinkę, bo system totalnie zgłupiał, zaś żona chce Cię zabić, bo dziecko płacze, że mu zimno i jest głodne! (w najlepszym przypadku doczłapujesz się resztkami energii do jakiejś ładowarki, która dajmy na to że szczęśliwie była dostępna, ale okazuje się pechowo akurat najwolniejszą ładowarką na świecie i kilka godzin ładujesz grata, żeby móc jechać jakoś dalej - czyli do kolejnej ładowarki)... Oczywiście zawsze możesz wybrać trasę urlopową szlakiem ładowarek umieszczonych w jakże malowniczych podziemiach miejskich hipermarketów lub na nasyconych świeżym powietrzem przydrożnych stacjach benzynowych - gdzie co około 250km (przestrzegając trybu eko plus - czyli pełzając a nie jadąc i pamiętając aby broń boże na pokład za dużo osób i gratów na urlop nie zabrać, bo wtedy zasięg spadnie dodatkowo o połowę) spędzisz kilka godzin w kolejce do wolnej ładowarki (bo przecież nie tylko Ty jedziesz na urlop/święta - inni też chcieli być "eko" i też im prądu akurat zabrakło)... I tak jadąc sobie np. z rodzinnego Sanoka powiedzmy na święta rodzinne do Międzyzdrojów - aby pochwalić się ciociom i wujkom Twoim zajeb..., elektrycznym - supernowoczesnym autem - niech podziwiają - stać mnie - a co! (jeśli pechowo trafisz po drodze na korki, zepsute, zajęte, lub powolne ładowarki) - zmarnujesz z tygodniowego urlopu jedną dobę na dojazd, a druga na powrót (i zawsze podróżujesz zestresowany - mając z tyłu głowy - dojadę czy nie dojadę do kolejnej ładowarki..., a jeśli tak - to czy będzie ona akurat sprawna i dostępna)... Niektórzy proponują także ciągnąć przyczepkę i załadować na nią agregat prądotwórczy (chińskie pomysły), albo wozić na niej dodatkowy akumulator (rezolutny pomysł Renault dla modelu Zoe II). No zawsze możesz też kupić jeden samochód (elektryczny - przeważnie mega brzydki hatchback) na dojazdy miejskie do pracy, jeden (SUV w dieselku) na dłuższe trasy, jeden (stonowany i nudny sedan) na wyjazdy do kościoła co niedzielę lub na rynek po duże zakupy, itd - ale kogo na to stać? A poza tym to ten cały "eko" prąd w Polsce jest głównie ze spalania "nie eko" węgla, a akumulatory w elektrykach zawierają całą tablice mendelejewa, zaś minerały ziem rzadkich pozyskiwane są w krajach trzeciego świata raczej w sposób nieprzyjazny dla środowiska - więc o co kaman - gdzie jest ta ekologia - w którym miejscu...?
A jadąc normalną spalinóweczką na wakacje - w najgorszym przypadku albo dolewasz paliwko z kanistra i brykasz dalej, albo co 20 km masz kolejną stację benzynową gdzie zawsze któryś dystrybutor jest sprawny, dostępny i pełny życiodajnego płynu dla Twojego auta - tankujesz bak w max 60 sekund i jedziesz spokojnie dalej w ciepełku i przy dźwiękach Twojej ulubionej muzyki... A jeśli Twoje auto spalinowe jest zadbane i sprawne oraz kompletne (bo akurat nie wycięli Ci z niego w nocy katalizatora) - to środowiska nim nie zniszczysz...
Zatem wracając do elektryki i systemów elektronicznych w autach to chrzanić taką systemowo-elektryczną motoryzację! To ja mam się stresować, bo mi codziennie rano coś nowego i idiotycznego na kokpicie wywala, zarzynać się finansowo aby kupić elektryka, podróżować jakbym był na obozie przetrwania, planować dokładnie każdy dłuższy wyjazd, stresować się czy znajdę ładowarkę i czy dojadę do celu - bo mam ratować świat przed zagładą, a takie Chiny, Indie, cała Afryka czy inne wschodnie "kraje rozwijające się" maja to gdzieś i kopcą ile w lezie, zaś 3/4 miast i wsi pali w piecach śmieciami i oponami... O CO TU CHODZI? GDZIE TU JEST SENS? Ja tego nie łykam... Pozdrawiam.